KS. STANISŁAW DRĄG – PISARZ IKON
Od 2004 r. do 2016 r. był proboszczem parafii p.w. Świętej Trójcy w Grabowie nad Pilicą. Obecnie kapłan emeryt w kościele garnizonowym w Radomiu.
Ksiądz Stanisław to bardzo utalentowany i wszechstronny artysta. Rysuje ołówkiem i węglem, maluje akwarelami i farbą olejną. Jednak jego największą pasją jest pisanie ikon, któremu poświęca każdą wolną od pracy chwilę, a których ma w swoich zbiorach już ponad dwa tysiące. Jak sam przyznaje, właśnie w taki sposób - poprzez pisanie ikon modli się i wielbi Pana Boga.
Zanim trafił do Grabowa nad Pilicą ksiądz Stanisław przez ponad 20 lat związany był z parafią p.w. Królowej Jadwigi w Radomiu. Jednak w momencie, „gdy mój kościół ze wszystkich stron został otoczony blokami poprosiłem biskupa, żeby mnie przeniósł na wieś. Nie chciałem mieszkać w klatce. Miałem do wyboru trzy parafie - Grabów, Odrzywół i Potworów. Z łezką w oku i bijącym sercem opuszczałem kościół, który budowałem od podstaw. Kiedy jednak zobaczyłem Grabów, te piękne okolice, puszczę stromiecką, kozienicką pomyślałem, że to moje wymarzone miejsce. Zawsze kochałem przyrodę, piękne krajobrazy. Teraz do Radomia bym już nie wrócił".
Ksiądz Stanisław Drąg urodził się w 1941 roku w Kałkowie. Sztuką interesował się od dzieciństwa. Odkąd pamięta fascynowała go przyroda i to właśnie ona była i nadal jest jednym z głównych motywów jego prac. Początkowo malował tylko akwarelą. Z uśmiechem na twarzy i błyskiem w oku wspomina - „pierwszą wystawę zorganizowałem w III klasie szkoły podstawowej. Podczas dwutygodniowych ferii zimowych namalowałem około 30 pejzaży, którymi oblepiłem całe ściany w domu" i dodaje od razu, że „później cały czas malowałem. Moje wszystkie zeszyty były ilustrowane tematycznie. Szczególnie te od języka polskiego. Malowałem portrety pisarzy polskich, ozdobne litery i kwiatowe wzory. Nie zapomnę też, bo to ma związek z Grabowem – omawialiśmy kiedyś bitwę pod Warką. Wtedy na dwóch stronach w zeszycie powstała scena panoramy bitwy Czarneckiego ze Szwedami".
Stanisław Drąg kontynuował naukę w LO im. J. Kochanowskiego w Radomiu, a po jego ukończeniu wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Przez cały ten czas był blisko związany ze sztuką. Już w seminarium wielokrotnie brał udział w plenerach malarskich i urządzał wystawy swoich prac – głównie pejzaży oraz obrazów przedstawiających architekturę. Równocześnie ze studiami specjalistycznymi z teologii w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim uczęszczał na wykłady z historii sztuki oraz zajęcia z rysunku. Zdobywał również wiedzę z dziedziny konserwacji zabytków. Na drugim roku studiów odkrył ikony. – „Po raz pierwszy w życiu odwiedziłem cerkiew prawosławną. Zafascynowała mnie tamtejsza liturgia, śpiew, szaty i obrzędy. Od tego czasu wielokrotnie odwiedzałem to miejsce, a z czasem zacząłem się interesować pisaniem ikon. Pierwsze powstały jeszcze w czasie studiów. Tak rozpoczął się mój szlak pisania ikon i trwa to nie przesadzam 40 lat. Ikona jest moją modlitwą. Jest znakiem i prowadzi ku czemuś. Ikona to pisanie obrazu, który ma trafić do duszy człowieka"
W swoim dotychczasowym dorobku artystycznym ksiądz Stanisław zgromadził ponad 2 tysiące ikon. Większość z nich znajduje się w prywatnych zbiorach w Radomiu i innych miastach Polski, a także za granicą – w Anglii, Stanach Zjednoczonych czy Watykanie. Najczęściej na ikonach uwiecznia Matkę Bożą - „jest moją ulubioną postacią. Moje ikony przedstawiają Matkę Świętą w różnych ujęciach. Często jest na nich również Chrystus, szczególnie ten zwany Pantokrator – błogosławiący, Trójca Święta – mój umiłowany motyw, a także święci: Mikołaj i Jerzy. Oprócz ikon jednopostaciowych piszę też wielopostaciowe – po kilkadziesiąt postaci".. Ksiądz Stanisław bardzo chętnie wystawia swoje prace. Miał już ponad trzydzieści indywidualnych wystaw. Wielokrotnie brał też udział w wystawach zbiorowych.
Jednym z wielkich marzeń księdza Stanisław Drąga jest, aby doba miała dwie doby. Jak sam mówi - „wtedy miałby na wszystko czas". Jednak mimo rozlicznych zajęć i bardzo napiętego dnia pracy codziennie potrafi znaleźć kilka minut na pisanie ikon. Swojemu ulubionemu zajęciu poświęca przede wszystkim wieczory, ponieważ „ikona jest moją wieczorną modlitwą. To moja radość, wieczorami siadam do modlitwy moich desek". Od kilku lat swoją pasją stara się zarazić inne osoby. W tym celu założył już trzy szkoły pisania ikon. Pierwsza z nich powstała w 2006 roku w Grabowie nad Pilicą. Kolejne dwie działają w Warce (od 2007 r.) i w Seminarium Duchownym w Radomiu (od 2008 r.). Wśród jego uczniów znajdują się zarówno wychowankowie najmłodszych klas szkoły podstawowej, jak i osoby starsze i niepełnosprawne.
Poza pisaniem ikon i malowaniem obrazów, ksiądz Stanisław ma jeszcze jedną pasję. Z zamiłowaniem zbiera stare oliwne lampy i różnego rodzaju przedmioty codziennego użytku, a także dzieła znanych malarzy. W swoich prywatnych zbiorach ma prace takich polskich artystów jak Władysław Paciak, Ryszard Kiełtyka czy Julian Fałat.
Więcej informacji na temat twórczości księdza Stanisława Drąga można znaleźć m.in. w wydanym w 2006 roku albumie zatytułowanym „Kolorami pisane imię Boga".
BENEDYKT JANASZEK - RZEŹBIARZ
Benedykt Janaszek to jeden z bardziej utalentowanych artystów tworzących w powiecie kozienickim. Od lat zajmuje się rzeźbą, która jest jego największą pasją. Ma na swoim koncie liczne nagrody i wyróżnienia za pracę twórczą. Jedną z bardziej prestiżowych jest nagroda imienia Oskara Kolberga przyznawana od 1974 roku przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego za wybitne osiągnięcia w dziedzinie kultury ludowej. Sam artysta przyznaje, że „jest to nagroda bliska sercu, chociaż nie uważam się za twórcę ludowego; jestem po prostu twórcą i nie uznaję podziałów na profesjonalistów czy amatorów".
Benedykt Janaszek urodził się w Pionkach w 1960 roku. Od wielu lat mieszka jednak w Kozienicach. W latach 70-tych ojciec artysty podjął pracę w Elektrowni i to właśnie był główny powód przeprowadzki do stolicy powiatu kozienickiego. Benedykt Janaszek jest żonaty, ma dwóch synów. Artysta z wykształcenia jest nauczycielem. Skończył filologię rosyjską. Obecnie pracuje w Zespole Szkół Nr 1 im. Legionów Polskich w Kozienicach, gdzie oprócz przedmiotu wiodącego prowadzi zajęcia z wiedzy o kulturze. – „Łącze pracę zawodową ze swoją pasją. Chciałbym trochę odwrócić role, aby tym moim zawodem podstawowym była rzeźba, a pasją praca z młodzieżą. Uczę młodzież wiedzy o kulturze, w związku z czym mam styczność ze sztuką. Jeżeli nie rzeźbię to staram się opowiadać o sztuce, która zajmuje chyba najważniejsze miejsce w moim życiu" – mówi Benedykt Janaszek.
Benedykt Janaszek nie posiada wykształcenia plastycznego. Skończył jednak studia podyplomowe na kierunku sztuka. Od przeszło dwudziestu lat zajmuje się rzeźbą, szczególnie bliska jest mu rzeźba monumentalna, ogrodowa. W kręgu artystycznych zainteresowań pana Benedykta szczególne miejsce zajmuje człowiek prezentowany w różnych ujęciach – w aspekcie uczuć, przeżyć, emocji i estetyzmu. – „Interesuje mnie piękno, dla mężczyzny tym ideałem jest kobieta oczywiście. Miałem taki etap w życiu, że pasjonowały mnie anioły. Może nie taki klasyczny anioł, w ujęciu biblijnym, ale raczej w duchowym aspekcie; były to niewielkie formy, ale i plenerowe, ogrodowe".
W poszukiwaniu inspiracji do tworzenia swoich prac Benedykt Janaszek często odwiedza muzea i galerie. – „Bardzo często pomysł do wykonania rzeźby sam się rodzi, powstaje gdzieś w głowie, ale czasem potrzebna jest inspiracja. Nie ukrywam, że lubię zwiedzać galerie, muzea. Jestem częstym gościem Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Ciągnie mnie tam, bo znajduję tam inspirację i motywację do pracy. Lubię ten klimat".
Artysta jest dość skrytą i tajemniczą osobą. O swojej pasji mówi jednak bardzo chętnie, bo jak sam przyznaje właśnie rzeźba stanowi sens jego życia. Sztuką zajmuje się już od przeszło 20 lat. W 2005 roku obchodził jubileusz pracy twórczej, któremu towarzyszyła wystawa indywidualna zorganizowana w Muzeum Regionalnym w Kozienicach.
Pierwszy kontakt z rzeźbą Benedykt Janaszek miał w dzieciństwie, kiedy to dziadek artysty przygotowywał dla niego zabawki z drewna. Pierwsza rzeźba autorstwa pana Benedykta powstała jednak dopiero w czasie studiów.
Jako materiał do wykonania swoich prac Benedykt Janaszek najczęściej wykorzystuje drzewo lipowe. Artysta rzeźbił też w innych gatunkach drzew, jak czereśnia, akacja, dąb, czy sosna. Nieobcy jest mu również kamień. Zdradził m.in., że „swego czasu robiłem cykl aktów w marmurze na prywatne zamówienie. Jest to ciekawe przeżycie, bo przez tyle lat rzeźbiąc w drewnie posiadłem pewne nawyki jeśli chodzi o warsztat twórczy, a kamień jest innym tworzywem, trzeba dystansu, pokory, kamień uczy mnie pokory"
Benedykt Janaszek ma w swoim dorobku artystycznym wiele różnych prac. Ciężko jest mu policzyć, ile ich dotychczas wykonał, bo jak sam mówi na pracę twórczą poświęca każdą wolną chwilę. Jego dzieła znajdują się w domach prywatnych, często trafiają na różne aukcje i licytacje. Można je również znaleźć w warszawskiej galerii „Aniołowo" i w galerii autorskiej „Łazorek" w Kazimierzu Dolnym. Rzeźby Benedykta Janaszka przedstawiające drogę krzyżową, wykonane we współpracy ze ś.p. Januszem Karasiem zdobią też kościół p.w. Świętej Rodziny w Kozienicach. Wspólnie z Jerzym Krześniakiem i ukraińskim rzeźbiarzem Benedykt Janaszek wykonał rzeźbę, która znajduje się w Chinowie, przy wjeździe do Kozienic.
Rzeźbiarz brał udział w licznych zbiorowych wystawach organizowanych m.in. przez kozienicką bibliotekę i muzeum regionalne. Swoje prace wystawiał też we Włoszech, m.in. w Asyżu.
Benedykt Janaszek jest członkiem kozienickiego oddziału Związku Plastyków Warmii i Mazur. Chętnie bierze udział w plenerach malarsko-rzeźbiarskich. W ostatnim czasie gościł w Garbatce-Letnisko, jest stałym bywalcem plenerów organizowanych w Kozienicach, a także w Jabłoni, Lidzbarku i na Żuławach. Podczas plenerów artyście bardzo często towarzyszą organki i gitara, bo jak przyznaje muzyka jest jego drugą pasją. - „Trochę grałem w szkole podstawowej. Chodziłem do szkoły sportowo-muzycznej. Jeździłem na łyżwach i grałem w zespole. Coś zostało z tych lat. Jakaś pasja do gry. Do komponowania to może za duże słowo, ale zdarzało mi się pisać dla siebie. Mam kilka instrumentów, które dzielnie gromadziłem, ale nie ma czasu na naukę gry na wszystkich"
Zainteresowanych twórczością Benedykta Janaszka odsyłamy na jego stronę internetową www.benedykt.art.pl
ANNA DANUTA WOJCIECHOWSKA (1951-2012)
Anna Danuta Wojciechowska to artystka od urodzenia związana z Kozienicami. Z zawodu i zamiłowania była malarką. Zajmowała się malarstwem i aktywnie uczestniczyła w życiu kulturalnym Kozienic. Jak sama mówiła, już od dzieciństwa interesowała się sztuką i odkąd sięgała pamięcią zawsze pociągało ją rysowanie i malowanie. Już w przedszkolu jej prace budziły podziw nauczycielek i opiekunek. To właśnie one, jako pierwsze zwróciły uwagę na rysunki i talent małej Danuty.
Artystka uczęszczała do liceum plastycznego w Nałęczowie. Jako dwudziestoletnia dziewczyna wyjechała do byłej Jugosławii, gdzie spędziła cztery lata. Tam też doskonaliła swój warsztat malarski pod okiem znanych jugosłowiańskich malarzy. Po powrocie do Polski Danuta Wojciechowska podjęła pracę zawodową. Nie była ona jednak związana z jej wykształceniem i zainteresowaniami, ale mimo to artystka nie zrezygnowała z malarstwa i każdą wolną chwilę poświęcała swojej pasji. W międzyczasie ukończyła trzyletni Kurs Akademii Rysunku w Poznaniu. W latach dziewięćdziesiątych rozpoczęła podróże po Europie, które stały się inspiracją do jej prac. Zwiedziła m.in. Maltę, Chorwację, Hiszpanię, Grecję, Sycylię, Włochy oraz Francję. Jak każdy malarz, pani Danuta miała dobrą pamięć wzrokową. Bardzo często, w czasie zagranicznych podróży fotografowała też interesujące miejsca, które później przenosiła na płótno. Fascynowała ją architektura południowej Europy - stare miasta, mury i kamienie. Właśnie one były głównym motywem obrazów malarki. Spod jej pędzla wychodziły także kwiaty, czasem portrety oraz martwe natury. Swoje prace wykonywała techniką olejną; używała do tego zarówno pędzla jak i szpachelki.
Danuta Wojciechowska mogła pochwalić się dużym dorobkiem artystycznym. Wielokrotnie wystawiała swoje prace w Bibliotece, Domu Kultury, a także w Muzeum Regionalnym w Kozienicach. Malarka prezentowała obrazy również poza terenem powiatu kozienickiego. Uczestniczyła w wielu plenerach artystycznych. Jej prace cieszą się dużym zainteresowaniem. Większość z nich artystka sprzedała, część przeznaczyła na aukcje i licytacje.
Danuta Wojciechowska prowadziła aktywne życie artystyczne. Należała do Związku Plastyków Warmii i Mazur oddział Feniks w Kozienicach oraz była członkiem Radomskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury.
URSZULA PAWLAK
Urszula Pawlak to bardzo skryta i nieśmiała osoba. Do ludzi podchodzi z dużym dystansem. Niechętnie mówi o sobie, swoim życiu i twórczości. Artystka zajmuje się malarstwem i tkaniną artystyczną - ukończyła kieleckie Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych. Swoje zainteresowania przejawiała od dziecka i jak sama przyznaje, malarstwo chyba od zawsze w niej było. Już w szkole podstawowej zaczęła rysować kredkami świecowymi, sama robiła dla siebie zabawki i ozdabiała szkolne zeszyty różnymi obrazkami i wzorkami.
Artystka urodziła się w Skarżysku Kamiennej. Szybko jednak zmieniła miejsce zamieszkania, co jeszcze kilkakrotnie zdarzało się w jej dzieciństwie. Częste podróżowanie wiązało się z pracą jej rodziców, którzy podążali tam, gdzie w danym czasie budowane były elektrownie. Pierwszy kontakt z Kozienicami Urszula Pawlak miała w 1968 roku – kiedy to zaczęła powstawać Elektrownia „Kozienice". W Kozienicach malarka skończyła ósmą klasę. Następnie wyjechała do Kielc, aby po kilku latach wrócić do Kozienic i tu zostać na stałe.
Urszula Pawlak najwięcej wolnego czasu przeznacza na malowanie. Maluje techniką olejną, używa zarówno pędzla jak i szpachelki. Najchętniej na płótna przenosi to, co ją otacza. Inspiracje czerpie z przyrody i to właśnie ona jest głównym tematem prac artystki. Na swoich obrazach pani Urszula utrwala pejzaże, kwiaty, martwą naturę. Artystka lubi malować szkło, często sama aranżuje kompozycje używając do tego przedmiotów codziennego użytku. W swoim dorobku ma już wiele prac. Nigdy jednak ich nie liczyła. Oprócz malowania obrazów Urszula Pawlak zajmuje się także tkaniem gobelinów.
Urszula Pawlak należy do Radomskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury oraz Związku Plastyków Warmii i Mazur w Olsztynie. Swoje prace artystka sprzedaje, przeznacza na prezenty dla bliskich, a także na różnego rodzaju aukcje charytatywne. Jej dzieła prezentowane były na licznych wystawach i plenerach – w kraju, m.in. w Radomiu, Kozienicach, Warce, Górze Kalwarii, Działdowie i w Ostródzie, jak również za granicą – np. w Niemczech. W swoim dorobku artystycznym Urszula Pawlak ma kilka nagród i dyplomów za udział w konkursach. Z sentymentem wspomina pierwsze wyróżnienie, które otrzymała w 1973 roku na I-szym Młodzieżowym Plenerze Plastycznym w Sielpi. Artystka jest trzykrotną laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Plastycznego pt. „Strażacki Trud" – otrzymała w nim nagrody zarówno za obrazy jak i gobelin. Malarka brała też udział w konkursach poświęconych ginącym zawodom a także tematyce muzycznej i sportowej.
GRZEGORZ SZEWCZYK (1943-2010)
Grzegorz Szewczyk - rzeźbiarz, malarz i poeta, założyciel i gospodarz Izby Twórczej w Kozienicach to jeden z najbardziej znanych kozienickich twórców. Ze względu na szeroką gamę zainteresowań, w środowisku artystycznym określany był jako człowiek renesansu.
Grzegorz Szewczyk urodził się w Kozienicach. Wywodzi się z rodziny o dużych tradycjach artystycznych, w której zamiłowanie do sztuki i talent przechodzą z pokolenia na pokolenie. Dziadek artysty był snycerzem, a ojciec rusznikarzem. Pan Grzegorz już jako mały chłopiec bardzo chętnie sięgał po dłuto i scyzoryk. Uczył się, podglądając prace znanego rzeźbiarza Stanisława Denkiewicza. Swoje zainteresowania Grzegorz Szewczyk zaszczepił synowi, który podobnie jak ojciec zajął się rzeźbieniem.
Artysta rzeźbił zarówno zwierzęta, postacie, jak i scenki rodzajowe. Do wykonania prac wykorzystywał przede wszystkim swoją wyobraźnię, ale często opierał się na wiedzy zdobytej dzięki literaturze. Inspiracje czerpał również z przyrody. W swoich zbiorach miał kilka tysięcy prac.
Grzegorz Szewczyk bardzo często podróżował. Swoje prace prezentował w wielu miejscach w Polsce, jak i za granicą, m.in. we Francji, Niemczech, i Stanach Zjednoczonych. Obok Violetty Villas i Wojciecha Siemiona jest honorowym obywatelem miasta New Britain w USA.
Uczestniczył w sześćdziesięciu czterech plenerach. Brał również udział w osiemdziesięciu ośmiu konkursach rzeźbiarskich, z czego w dwudziestu pięciu z nich zdobył pierwsze nagrody. W swoim dorobku zgromadził około dwustu dyplomów. Za całokształt pracy twórczej otrzymał statuetkę „Artura" przyznawaną przez regionalne stowarzyszenia twórcze.
Swoje rzeźby Grzegorz Szewczyk prezentował na licznych wystawach krajowych i zagranicznych. Większość jego prac znajduje się obecnie w kozienickim Muzeum Regionalnym oraz Muzeum Wsi Radomskiej.
Poza rzeźbieniem artysta zajmował się też malarstwem i poezją. Pan Grzegorz wielokrotnie brał udział w audycjach radiowych i telewizyjnych, a także w spotkaniach artystycznych i wieczorach poezji. Napisał około trzystu utworów. Ma na swoim koncie kilka publikacji, m.in. indywidualne tomiki – „Wierne drewno lipowe", „Koncert na polu" i „Nie umiem mówić językiem aniołów".
Grzegorz Szewczyk należyał do Radomskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury oraz Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Był także kandydatem do Stowarzyszenia Kultury Europejskiej, oddział w Polsce.
LEOKADIA STYŚ (1932 - 2019)
Pejzaże, portrety, martwa natura, architektura, postacie świętych i przyroda – to główne motywy obrazów malowanych przez Leokadię Styś, zmarłą w 2019 r. mieszkankę Kozienic. Pani Leokadia od dziecka lubiła malować – jak sama przyznawała na początku dla własnej przyjemności, rodziny oraz znajomych. Dopiero po wyjściu za mąż zaczęła stopniowo rozwijać swoją wielką pasję, jaką było właśnie malarstwo. Przełomowym okazał się rok 1956. Wtedy to pojawiły się jej pierwsze prace – wykonywane na sprzedaż pejzaże. Na kolejne zlecenia artystka nie musiała długo czekać.
Pani Leokadia dopiero po przejściu na emeryturę, na początku lat 90-tych zaczęła intensywną pracę twórczą. Swoje obrazy artystka malowała techniką olejną, czasem akwarelami albo kredką, lubiła też wykonywać szkice ołówkiem.
Pani Leokadia Styś była samoukiem. Nigdy nie uczęszczała do szkoły plastycznej. Artystka uczyła się podglądając i kopiując obrazy wielkich artystów. Często też podróżowała i jak większość malarzy z każdego wyjazdu przywoziła zdjęcia różnych urokliwych miejsc i zakątków, które później starała się przenosić na swoje płótna. Pani Leokadia malowała często i dużo. Na jej płótnach królują przyroda i kwiaty, głównie słoneczniki. Artystka była córką ogrodnika i jak sama przyznawała, fakt iż wychowała się wśród kwiatów sprawił, że właśnie one były dominującym motywem jej obrazów.
W swoim dorobku Leokadia Styś zgromadziła blisko 850 prac. Znajdują się one nie tylko w rodzinnym mieście i domach najbliższych artystki, ale i w wielu innych miejscach, tak w Polsce jak i za granicą.
Leokadia Styś miała na swoim koncie kilkadziesiąt wystaw indywidualnych i zbiorowych – m.in. w Niemczech i Słowacji. Brała także udział w licznych konkursach – np. w Kielcach, Zwoleniu, Studziankach Pancernych, Iłży i Szydłowcu, a także w plenerach malarskich. Zdobyła wiele nagród i wyróżnień. W 2005 roku otrzymała dwa odznaczenia państwowe – Srebrny Krzyż Zasługi nadany przez Prezydenta RP oraz odznakę Zasłużony Działacz Kultury przyznaną przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Należała do Stowarzyszenia Twórców Ludowych i do Grupy Twórczej Wena działającej przy Domu Kultury.
BOGUSŁAW GÓRNIAK - KOLEKCJONER (1927 - 2017)
Bogusław Górniak to znany w Kozienicach kolekcjoner, badacz i popularyzator lokalnej historii. Przez przeszło pół wieku zbierał znaczki pocztowe, etykiety zapałczane oraz różnego rodzaju zdjęcia, informacje i stare dokumenty będące świadectwem historii Kozienic i okolic.
Z wielką energią, radością i entuzjazmem opowiadał o swojej wielkiej pasji, jaką było zbieractwo. Bardzo często powtarzał, że „w życiu każdego mężczyzny poza jedną wielką miłością jest jeszcze miejsce na drobne miłostki. W moim przypadku tymi miłostkami są filatelistyka i filumenistyka, którymi zacząłem się interesować już w szkole podstawowej w Bydgoszczy". Właśnie będąc uczniem tej szkoły pan Bogusław zaczął zbierać swoje znaczki. - „Każdy z nas musiał mieć jakieś ulubione zajęcie. Tego mocno przestrzegali poszczególni nauczyciele, którzy zachęcali nas do rozwijania zainteresowań. To mi się bardzo podobało i przydało w życiu. Zbieraliśmy przeróżne rzeczy – monety, historie obrazkowe ze zwierzętami, roślinami czy wydarzeniami historycznymi, znaczki, obrazki aktorów filmowych zamieszczane w czekoladach Wedel czy w innych artykułach spożywczych, jak herbata czy cykoria. To zbieractwo uczyło nas porządku i systematyczności, bardzo się przydało, bo człowiek od małego nauczony jest jakiejś przyzwoitej pracy". Na rozwój zainteresowań pana Bogusława duży wpływ miał jego tata, który również kolekcjonował znaczki. Właśnie ojciec zabierał małego Bogusława do sklepów filatelistycznych i wprowadzał w arkana sztuki kolekcjonowania znaczków. - „To była filatelistyka w całym tego słowa znaczeniu. Ojciec przynosił koperty z jednostki. Różne były - zbierane przez kolegów taty. Odmaczało się znaczki, suszyło, to był cały ceremoniał przy tym dokonywany".
Zbiory Bogusława Górniaka zawierały kilkadziesiąt tysięcy znaczków pochodzących z całego świata. Były odpowiednio posegregowane i usystematyzowane. Znaczki pana Bogusława pokazywały przeróżne przedmioty, postacie, sytuacje i wydarzenia. Prezentowały historię i geografię poszczególnych państw. - „Znaczki są wspaniałym źródłem wiedzy o każdym państwie. Istniało kiedyś takie powiedzenie - pokaż znaczek swego państwa, a powiem ci co jest ono warte. Filatelistyka jest bardzo ciekawa, można się dzięki niej wiele nauczyć".
Zamiłowanie do filatelistyki stało się dla pana Bogusława także impulsem do zbierania informacji na temat działalności poczty. W związku z tym, iż w latach 70-tych był on dyrektorem kozienickiego obwodu poczty, w kręgu jego zainteresowań znalazła się przede wszystkim poczta w Kozienicach. - „Będąc dyrektorem, zapytałem kiedyś swoich pracowników - było to ponad 200 osób zatrudnionych w poszczególnych placówkach, co wiedzą o swoim zakładzie pracy, o poczcie. Niewielu mogło cokolwiek na ten temat powiedzieć. To mnie zainteresowało; postanowiłem zacząć zbierać informacje, materiały o poczcie kozienickiej i napisać o tym, jakie ona przechodziła koleje. W swoich zbiorach posiadam dane od 1815 roku - zebrałem materiał i napisałem o poczcie i telekomunikacji, jaka tutaj u nas była".
Drugą miłostką pana Bogusława Górniaka była filumenistyka. Z etykietami zapałczanymi po raz pierwszy zetknął się w byłej Czechosłowacji, gdzie przebywał na zlocie harcerskim i poznał druhów kolekcjonujących takie etykiety. Przez jakiś czas pracował także w Zakładzie Przemysłu Zapałczanego w Bystrzycy Kłodzkiej, co w dużym stopniu ułatwiło mu zbieranie i wymianę etykiet. - „Filumenistyka była fantastycznie rozwinięta w Czechosłowacji. Tam co trzeci obywatel zbierał etykiety od zapałek. Mieli tam cztery duże zapałczarnie, produkowali masę etykiet. A ja mieszkałem w miejscowości, gdzie też była fabryka, w związku z czym moi koledzy harcerze prosili mnie, żebym zbierał etykiety i wymieniał się z nimi. Przez 50 lat zbierałem twardo. Jeździłem w różne miejsca. Wymieniałem się w pociągu z ludźmi".
Pan Bogusław etykiety zapałczane nazywał najmniejszymi plakatami świata i często powtarzał, że spełniają one potrójną rolę – bawią, uczą i wychowują. Jak wspominał, przed upowszechnieniem zapalniczek zapałki były przedmiotem codziennego użytku w każdym domu. W Polsce produkcja wynosiła około 3,5 miliona sztuk na dobę, w związku z tym nalepki na pudełkach od zapałek stanowiły doskonałe narządzie oddziaływania na społeczeństwo. - „Etykieta spełniała rolę wychowawczą, uświadamiającą, historyczną; przedstawiała bohaterów, pisarzy, różne regiony kraju jak Mazowsze i Śląsk, malarstwo. Etykiety przestrzegały przed nieodpowiednimi zachowaniami, prezentowały problemy. Weźmy pierwsze lata po wojnie – na etykietach znalazły się ostrzeżenia - nie dotykaj niewypałów, wydana została seria z bombą, pociskiem, żeby nie dotykać. Wtedy dzienna produkcja zapałek wynosiła 3,5 mln sztuk. Tyle osób dziennie dostawało obrazek, który musiało obejrzeć. W ten sposób działała pewnego rodzaju propaganda. Inny problem to choroby masowe, jak np. gruźlica. Na etykietach umieszczano informacje o szczepieniach, o tym, żeby przestrzegać czystości, dbać o higienę, żeby korzystać z badań". W poszukiwaniu etykiet zapałczanych Bogusław Górniak przemierzał różne zakątki świata. Przez lata bywał w wielu miejscach i nawiązywał liczne znajomości, dzięki którym zdobywał coraz to nowsze i ciekawsze eksponaty. W zbiorach pana Bogusława mozna było znaleźć etykiety zapałczane z tak odległych zakątków świata jak Indie, Australia, Nowa Zelandia czy Pakistan. Żeby je zdobyć korespondował z kolekcjonerami z wielu państw. - „Pisało się dwa, trzy słowa ze słowników, mam ich wiele nakupowanych, bo były słówka potrzebne, rozmawiało się listownie jak gęś z prosięciem, jednak myśmy się porozumieli, każdy wiedział o co chodzi i ta korespondencja doprowadziła do tego, że mam ponad kilkadziesiąt tysięcy sztuk etykiet z różnych państw. Chińskich nazbierałem ponad 1500 sztuk, z Anglią koresponduję do dnia dzisiejszego".
Poza kolekcjonowaniem znaczków i etykiet zapałczanych Bogusław Górniak namiętnie zbierał dokumenty i stare fotografie. W swoich zbiorach posiadał liczne informacje na temat Kozienic, wydarzeń, które miały tu miejsce i ludzi związanych z tym miastem.